Pytanie o tajemnicę człowieka

Maria Pietrusza-Budzyńska

Pytanie o tajemnicę człowieka

Ja – Kaspar. Czy Kaspar wie, że nim jest?

W listopadzie 2018 wraz z grupą aktorów Teatroterapii Lubelskiej podjęłam pracę nad tekstem scenariusza Petera Handkego Kaspar. Nazwę TL od pewnego czasu przemianowałam na „Teatr Ludzi Niepełnosprawnych”.

Sztuka „Kaspar” nie pokazuje, jak to JEST NAPRAWDĘ czy BYŁO NAPRAWDĘ z Kasparem Hauserem. 

Pokazuje ona, co JEST MOŻLIWE z kimś. 

Pokazuje, jak można mówieniem doprowadzić kogoś do mówienia. 

Sztuka ta mogłaby nosić również tytuł „Tortura mówienia”.

Peter Handke: KASPAR (Kaspar) w przekładzie Jacka St. Burasa

Autora reprezentuje Suhrkamp Verlang. 

Rozpoczęta w 1995 współpraca instytucjonalna Teatroterapii Lubelskiej z Teatrem
im. Juliusza Osterwy w Lublinie przyczyniła się do rozbudzenia ciekawości naszą twórczością wśród środowisk twórczych, artystek i artystów oraz stworzyła możliwości osobom z niepełnosprawnością intelektualną w Lublinie i niewątpliwie w Polsce. Ci Ludzie,
z racji swojego stanu, ustawicznie i potencjalnie narażani na wyzysk edukacyjny, rehabilitacyjny, polityczny czy koniunkturalny, budzili i budzą wśród praktyków, naukowców, krytyków i odbiorców sztuki skrajne emocje. W związku z tym, Teatroterapia Lubelska, o której piszę, to przestrzeń ciągłego, praktycznego zmagania się z pytaniem – ile terapii, ile teatru? I ile życia w teatrze?

Nazwa Zespołu do dziś powoduje kontrowersje wśród tych, którzy, pod pozorną otwartością na inność, skrywają chęć dominacji oraz tych, próbujących „ogrzać się” jego obecnością. Są też tacy, którzy chcą zrozumieć i pojąć człowieka upośledzonego umysłowo. W ogólnym obrazie doświadczeń społecznych – bezradnego i bezbronnego, a jednocześnie emanującego archetypiczną i rozpoznawalną ufnością i wiedzą. Być może, Ci właśnie, potrzebują stworzyć takie światy, w których osoby z upośledzeniem umysłowym utracą bezimienność, a zyskają możliwość uczestniczenia i dostęp do prostego życia. Na swoją miarę.

Kontrowersja, którą prowokowałam przez wiele lat, dawała możliwość obrony człowieka
z upośledzeniem umysłowym. W teatrze traktowany jest częstokroć jak marionetka. Instytucje silące się na terapie, ustawiają go w roli wiecznego petenta. Zabieranie czy marnowanie bezcennego czasu, czynienie nadziei / beznadziei i skuteczne infantylizowanie jego życia w kierunku poszukiwania lekarstwa na niepełnosprawność intelektualną, doprowadza do „obecności” człowieka jako reflektanta przeróżnych terapii i instytucji terapeutycznych czy gimnastyk korekcyjnych. Jest „pobieraczem” lekcji mowy w ramach swojego ubezpieczenia zdrowotnego. Raz do roku staje się usługobiorcą / usługobiorczynią konsultacji logopedycznych. Uczestniczy w wiecznym procesie odzyskiwania normy.

Wpisanie w nazwę Zespołu podwójnie odczytywanego teatralnego znaczenia, było też grą
o życie dorosłych ludzi z niepełnosprawnością intelektualną. Nieznanych jeszcze ani dla społeczeństwa ani dla świata artystycznego. Teatroterpia Lubelska miała powiedzieć „stop!” bezrozumnemu stawianiu człowieka na scenie. Dawała normy i zasady. W grze o dobrostan
i dobrobyt, w myśl zasady – skoro daję swoje całe życie – muszę za to wiele dostać, mieć zyski. Praca TL stała się powoływaniem teatru w świecie człowieka okrytego tajemnicą niepełnosprawności. Posługiwanie się przyjętą nazwą porządkowało system kształcenia aktora / aktorki, ale pozwalało też na negację. Zdarzenia często bolesne dla samego człowieka, jak i dla mnie – (nie)przypadkowego widza, kiedy widziałam pomysły reżyserek, reżyserów na wykorzystanie jego „egzotyczności” na scenie.

Uczyłam się obserwując teatry, które powstawały  w Polsce i za granicą. Budując własny Zespół i komponując spektakle stosowałam praktyki teatralne ze źródeł sztuki teatru.
W końcu uświadomiłam sobie, że teatr staje się moim domem. Mogę w nim doświadczać życia od nowa. Wraz z dwudziestoma pięcioma osobami, będącymi przecież do niedawna moimi uczennicami i uczniami w szkole specjalnej, gdzie uczyłam ich różnych przedmiotów. Być może biorąc za punkt wyjścia, że ja również marnowałam ich czas, zaczęłam poszukiwania znaczenia i głębi wspólnego – naszego istnienia w teatrze i poprzez teatr.

Historia kasparyzmu w teatroterapii

Pytanie o tajemnicę człowieka, który wstąpił / przyszedł do teatru, nie wiedząc kim jest i skąd pochodzi, nie znał swojego adresu, ani daty urodzin, imion rodziców oraz rodzeństwa, stanowiło dla mnie fascynujący sens konstruowania dla niego życia w teatrze. Bycie z ludźmi w miejscu, „utworzonym do terapii” dorosłych ludzi niepełnosprawnych, do którego zostali przyprowadzeni i zapisani przez opiekunów, było początkiem budowania teatru w teatrze. Do pierwszego przedstawienia – siebie na scenie – nie wiedzieli po co im teatr?  Nie był im znany. Tym bardziej nie pożądali go. Był tajemnicą, której się nie rozumie i nie umie wyjaśnić. 

Zgłębianie tajemnicy teatru na rzecz „człowieka przypadkowego” i wspólne tworzenie pierwszego spektaklu przedstawiającego jego pochodzenie, zrewidowało moją wiedzę
i doświadczenie. Znałam go wcześniej i byłam z nim w serdecznych relacjach. Był moim uczniem, siedział w ławce i odpowiadał (lub nie) na szkolne pytania. W teatrze jawił mi się zagubionym, zdezorientowanym „człowiekiem znikąd”. Bez przynależności do niedawnych, wspólnych i uniwersalnych doświadczeń.

W kreowanej i nowej sytuacji miał zadanie, by powołać dla siebie lepszy świat. Właśnie dzięki teatrowi. Miał też ujawnić tajemnicę rzeczywistości duchowej, którą w nim przeczuwałam. Miał spełnić się w dorosłym życiu tak, by stało się ono ciekawsze i łatwiejsze dla niego samego i wszystkich wokół. On sam, miał przestać lękać się wywołanej rzeczywistości. Do tej pory nieznanej i nieosiągalnej, a wytęsknionej.

Bliskość i serdeczność w traktowaniu życia i tworzenia wspólnego dzieła teatralnego, ukazała bolesny obraz niewypowiedzianego wstydu na temat swojej inności. Nienazywanej, niezidentyfikowanej i wypieranej. Określali swój stan prosto: „nie wiem, co mi jest”, „nie chcę być taki”. To bolało. Ich i mnie – (nie)przypadkowego widza. 

Niewiele mówili o przeżyciach, przemyśleniach, planach i pomysłach na tu i teraz. Nikt
z nich nie posługiwał się językiem, nie potrafił interpretować rzeczywistości, nie miał zdolności wyrażania własnych myśli. Nie każdy miał umiejętność przekazywania informacji, umiejętności porozumiewania się i nawiązywania kontaktów społecznych, możliwości wyrażania własnych sądów, uczuć i upodobań. 

Założyłam, że język powinien stworzyć istnienie naszej grupy, skonstruować życie teatralne, spełnić wytęsknioną potrzebę lepszego istnienia. Wywoływanie i poszerzenie świata rewidowanego w procesie teatralnym, przez gruntowną i bolesną analizę przeszłości oraz teraźniejszości, wymagało ciągłej pracy nad pokonaniem bariery językowo-kulturowej. Dekadę, rok w rok, układałam program teatroterapeutyczny tak, by pozwolił niepełnosprawnym intelektualnie rozwijać umiejętności aktorskie i utrzymywać / poszerzać wysokie standardy osiągnięć. Przede wszystkim powodować ich rozwój osobisty: „jestem szczęśliwy, bo mam co robić w życiu”, „jestem rzeźbiarzem”, „jestem malarką”, „to co, że jestem upośledzony i tak więcej robię w życiu niż mój ojciec”, zawodowy: „pracuję
/ zarabiam, bo jestem aktorem”, „umiem to robić, bo się tego uczyłem i uczę”
i społeczny: „jestem samowystarczalny”, „daję sobie radę w życiu”, „jestem samodzielny
w życiu”.

Poszerzanie świata poprzez danie możliwości rozwoju w Teatroterapii Lubelskiej nie zubaża ani człowieka – osoby niepełnosprawnej – ani samego procesu teatroterapeutycznego. Celem jest wspólne życie i piastowanie jakiejkolwiek roli w nim.

Zdałam sobie sprawę, z jakim trudem mowa kształtuje obraz świata. Jak dochodzenie do potrzeby mówienia, porozumiewania się i kontaktu, rozmowy i współobcowania przez język doprowadzi aktora na scenę i przed publiczność. Jest jednak coś ważniejszego w genezie każdego z naszych spektakli. Współbycie człowiecze, gdzie pielęgnowanie wspólnoty, rozwijanie jej, pomnażanie intencji bycia wspólnego, codzienne rozmowy, tworzą przestrzeń sztuki życia i jej celebracji.

Codzienny trening ciała i głosu nakłada się, do dnia dzisiejszego, na: kształcenie muzyczne, pantomimę i taniec, taekwondo, sztukę mówienia tekstu, poszukiwania artystyczne
w malarstwie, pracę umysłową (przedmioty z historii teatru, do których wracamy szczególnie zimą), eksperymenty fotograficzne, zdobywanie wiedzy społecznej, politycznej i literackiej. Sięganie po książki i filmy, które muszą być koniecznie przeczytane i obejrzane. Ważne są też wizyty w teatrze, na kolejnych premierach. Mowa, przez dwadzieścia pięć lat codziennego współprzeżywania ukształtowała człowieka, który stał się znany niejednemu (nie)przypadkowemu widzowi. 

Tematyka przedstawień Teatru Ludzi Niepełnosprawnych z Lublina (nie uciekną od nazw obowiązujących przypisywanych jego stanowi…) pozwoliła poznać ludzi entuzjastycznie walczących o sprawiedliwość społeczną dla siebie i swoich pobratymców. Dotknięcie tajemnicy „życia w inności” ukształtowało wypowiedzi na ich temat. Szczególnie tych osób, którzy poszukują w tworzeniu słowem, miejsca właściwego dla ludzi z upośledzeniem umysłowym.

 

Kaspar przemówił. Historia w Teatrze Ludzi Niepełnosprawnych

Grubym uproszczeniem byłoby stwierdzenie, iż spotkanie z Łukaszem Witt-Michałowskim wyniknęło tylko z jego cichego uczestnictwa na wielu spektaklach TLN. Byłam przecież przy takich okazjach wieczną influencerką, próbującą zatrzymać jego twórczą uwagę na moich aktorach. Tak, by obdzielił ich swoim zainteresowaniem, talentem i obecnością. Ba, nawet zachwytem. Byłam pewna, że uszanuje ich umiejętności aktorskie, zna ich kreacje sceniczne, a przez to życie każdego z osobna. Widziałam, że oczekuje z uważnością filozofa tego szczególnego momentu, kiedy w swojej subiektywnej wizji świata i człowieka znajdzie miejsce dla obecności aktora (nie)profesjonalnego.

Wydarzeniem długo wyczekiwanym w naszym teatrze, było ogłoszenie przez Witt-Michałowskiego castingu do spektaklu opartego na sztuce Joella Pommerata „Ponowne zjednoczenie Korei”, na rolę psychicznie chorej kobiety, pensjonariuszki ośrodka specjalnego. Warunkiem uczestnictwa miała być dobra znajomość treści sztuki.

Konkurencja i rywalizacja dziesięciu kobiet przyniosła efekt. Przed aktorami Sceny Prapremier InVitro stanęły Agnieszka Kmieć i Dominika Mendel (dublerka). Największym sukcesem tego wydarzenia było uznanie ich aktorstwa i zawodowstwa.

Światy się przeniknęły. Dzieło Łukasza Witt-Michałowskiego wzbogaciło się o aktorkę, która nie musiała udawać (nie)pełnosprawnej.

Odczytanie Kaspara Hausera: Kaspar Hauser był prawdziwą postacią historyczną, która
w 1828 roku pojawiła się wcześnie rano na rynku Norymbergii ściskając w rękach biblię i list. Trzymany był przez nieznanego porywacza około dwadzieścia pierwszych lat swojego życia. Przyjęty przez miasto i przyjazną parę uczy się czytać, pisać a nawet grać na pianinie. Kaspar mówi jak mężczyzna, dla którego każdy dzień jest tajemnicą) wg scenariusza sztuki Petera Handkego musiało już teraz nastąpić.

Na użytek spotkania z Witt-Michałowskim posłużyłam się, dawno dorobionym kluczem do sztuki. W miejsce skrzętnie omijanego nazywania aktorów – ludźmi z upośledzeniem umysłowym, które wyraźnie go drażniło – zaczęłam używać pojęcia „kasparyzmu”.

Dzięki temu, niejako przedwstępnemu zabiegowi interpretacyjnemu, mogliśmy właściwie odczytać zawarte w dziele Handkego znaczenia oraz wpisane w nie przesłanie. Nasze rozmowy o tajemnicy człowieka, który pozbywa się zmory inności i uwalnia od brzemienia niepełnosprawności intelektualnej były fascynujące dla mnie, pedagoga specjalnego.

Nie mniej fascynujące, jednocześnie ustalające wspólny światopogląd na akulturację człowieka, były poszukiwania momentu narodzin do życia scenicznego współczesnych Kasparów. Naznaczonych „innością” ludzi tworzonych przez współczesne społeczeństwa
i żyjących na miarę społeczeństwa, w którym bytują. Zasiedliśmy do stołu z grupą dwudziestu pięciu osób z niepełnosprawnością intelektualną. Znali już wszystkie przezwiska i nazwiska dotyczące stanu swojej inności pochodzące z historii, pedagogiki, literatury i podwórkowych gier o godne życie idioty.

„Wybierając” z kontekstów sztuki Handkego przykłady uniwersalnych prawideł ludzkiej egzystencji, postaw wobec życia i kolei losu, chcieliśmy przełożyć na współczesne stany świadomości teatru, w którym obecny jest już przecież aktor z upośledzeniem umysłowym, wiarę w siłę artystycznej kreacji, która ujawni chaos, brak porządku, bezsens i sens życia
– jego znaczenia i głębię. 

Moja strefa wpływu na Witt-Michałowskiego sięgała jednak granicy, za którą mogłam trwać tylko w oczekiwaniu, co stanie się potem, kiedy zacznie pracować beze mnie. Poddawałam się temu z ciekawością badacza, ale i lękiem matki oddającej dzieci. Był odważny, cierpliwy
i pracowity. To mnie uspokajało.

Zyskałam też, po pierwszych spotkaniach na próbach, wewnętrzne przekonanie, co powodowało wręcz błogostan, że moi przyjaciele świadomie budują i wchodzą w relacje aktor – reżyser. Nie musiałam już mierzyć ani ważyć, kto komu i co daje. Czy przypadkiem „ten obcy” nie zabiera im więcej, niż daje i podejrzanie nie zachwyca się własną otwartością.

Jedna z aktorek tak opowiedziała w wywiadzie telewizyjnym o tym etapie pracy: jak przyszedł do nas pierwszy raz byliśmy ciekawi Wita, ale nie wiedzieliśmy, co on potrafi zrobić z naszą grupą. Musieliśmy nauczyć go odpowiedniego rozmawiania z osobami upośledzonymi umysłowo, żeby wiedział, że my możemy dużo.

W czasie niekończących się prób Witt-Michałowski rozmawiał z aktorami. Mówił z nimi, dyskutował z tą szczególną uwagą twórcy, który tworzy obrazy do spektaklu, fabularyzując codzienność, kadruje ją w stop klatki scen teatralnych i tytuły moich emocji – on i oni. Radość ze spotkania. Szacunek i miłość. Szepty, stuki. Krzyk i cisza. Rozpacz i upokorzenie. Pasja i ludzki patos. Oddanie i praca. Niemoc i dramat. Pustka i cisza. Słowa. Śmierć
i narodziny. Sens w bezsensie. Rola. Zrozumienie i gra. Oddany spektakl.

Tak, proces tworzenia „Kaspara” opierał się w głównej mierze na tej wewnętrznej poezji, która rozpierała umysły i serca, wprowadzała w trans i, jeśli mogę patrząc z „kulis terapeutycznych” dołożyć do pamięci zdarzenia, była świętem ludzi, w tym ludzi uwolnionych od zmory niedoskonałego życia.

Z tej szczególnej metody artystycznej ujawniającej budowę i konstrukcję scenariusza Handkego, uzmysławiającej tkankę spektaklu odczytywanego przez zespół, wyłoniły się postaci piętnastu Kasparów – aktorów żywo spełniających decyzje reżysera i rozpatrujących się w sobie i w nim.

Równolegle odbywało się codzienne i żmudne czytanie sztuki. Aktorzy szukali podobieństw między swoją egzystencją, a życiem Kaspara. Świetnie bawili się symboliczną sceną nauki chodzenia Kaspara, cyrkiem oszustw, sennymi wizjami głównego bohatera, pokrewieństwami z jego niekonwencjonalnymi zachowaniami „wrzuconego w świat” / „wrzuconego
w istnienie”. Potwierdzali, że takie „wrzucenie w świat” jest dla człowieka bolesne zwłaszcza wtedy, gdy zostanie uświadomione, a nauka języka, który wprowadza „znajdę” (cytuję: jak nas ludzi z upośledzeniem umysłowym) w ludzką rzeczywistość jest procesem trudnym
i skomplikowanym.

Interesującym reżyserskim zabiegiem na końcowym etapie „robienia” spektaklu,
(w pierwszym odruchu niepożądanym przeze mnie), było wprowadzenie przez Witt-Michałowskiego do Ja Kaspar Adama Organisty, aktora Teatru im. H. Ch. Andersena.
Z pozoru wydawało się, że wymuszone jest to trudnościami w doborze środków artystycznych przez aktorkę, która świetnie operowała długimi tekstami i w swoim mniemaniu miała główną rolę.** (*nie do końca straciła rolę, bo prowadziła techniczne próby wtedy, kiedy Adam nie mógł w nich uczestniczyć – zastępowała go) jednak nie chciała identyfikować się z Kasparem ani swoim „kasparyzmem” co czyniło ją prawie (nie)obecną emocjonalnie na scenie.

Przyjście Adama Organisty do zespołu i „odebranie” Dominice zadania aktorskiego spowodowało napięcie szczególne w niej, ale i w innych. Nie znali takiego doświadczenia. Zareagowali na obcego niechęcią, lękiem i agresją. W następstwie obserwowanego zjawiska Adam Organista intuicyjnie „ograł to”, wykorzystał w budowaniu dramaturgii sceny symbolicznej napaści – wziętej z historii morderstwa dokonanego na Kasparze. 

Michał, który partnerował Adamowi w tej sekwencji przedstawienia uwalniał parokrotnie agresję na scenie, w obecności widzów. To nadawało autentyczności jego roli, ale nie podlegało samokontroli aktora. Budziło sprzeciw otoczenia. Obudziło naturalne obawy
i pozwoliło mi zobaczyć niemówiącego człowieka w szerszym wymiarze jego skomplikowanej psychiki i trudniejszego życia** (Michał jest niemową z powodów niezidentyfikowanych medycznie).

Wędrówka w głąb siebie i tekstu oraz nadawanie tym samym znaczenia dodatkowego, głębszego i wykraczające poza sekwencje ukazywanych faktów i z życia i sztuki, prowadziło do symbolicznego malowania sobie na twarzy maski i buntu. Bunt współczesnych Kasparów – aktorów Teatru Ludzi Niepełnosprawnych ujawniony został właśnie w tym geście oszpecania twarzy przez namazywanie, (bo nie malowanie) maski, rozmazywanie
i defasonowanie ust czerwoną szminką. Wiele razy w teatrze nosili maski, zakrywali twarze. Maska grała ważną rolę w tworzeniu aktora w naszym teatrze. Przyjmowali ją wielokrotnie
z ulgą. Byli w tych maskach piękniejsi i doskonalsi. Tu, w opowieści o „dziwnym dziecku”
z nieprzewidzianą przeze mnie emocją, równą samookaleczeniu a może – ze wstydem używali bielidła do oszpecania siebie.

„Wszyscy jesteśmy Kasparami wyśmiewanymi i zamkniętymi w klatce” – kontempluje pracę nad tekstem i swoje trwanie w teatrze Anna. 

Spektakl ma niewiele sekwencji ruchu i niewiele dialogów. Specyficzny montaż scen
w białej, świetlanej architekturze zamkniętej klatki, ułatwia komunikowanie się aktorowi
z rzeczywistością własną i odbiorcą zza ścian, przez które widzi publiczność. Widz jest też tu, wobec tych ścian w podwójnej roli: podgląda i jest oglądany przez aktora, wręcz nachalnie „używany” do odgrywanego obrazu czy głoszonego w oczy pojedynczego widza coming out’u.

Zdawałam sobie sprawę, że wobec ujawnianej boleści widz musi pomyśleć stopniem odrzucenia, który jest w nim samym na temat osoby aktora, człowieka z Teatru Ludzi Niepełnosprawnych. Wie z plakatu, jakich aktorów spotka na scenie. Przeczuwałam, że musi pomyśleć stopniem swojej tolerancji. Dlaczego? Bo jest z tego społeczeństwa, w którym współczesny Kaspar żyje.

Kwadrofoniczny dźwięk, muzyka pełna odgłosów, odbić, zniekształceń, melodii rytmów serca opowiadających o samotności bez ciszy tworzona przez Piotra Kiliańskiego wyłącza rozum i nakierowuje na odbiór obrazu. Dopełnia oniryczną figurę klauna, ubranego w biały, poszarpany kostium. To już nie Pierrot z komedii dell’arte rozczarowany, przygnębiony porządkiem rzeczy, a groźny clown, obarczony traumami z dzieciństwa. Jeszcze nie „creepy clowns”, a na pewno polityk we własnej sprawie, który przebiera się w nie swoje kostiumy.

Dokonując, w laboratorium teatru wariacji wokół jednego, ważnego zdania w sztuce Handkego, wypowiadanego częstokroć przez bohatera sztuki: Chcę stać się taki, jaki był kiedyś ktoś inny, aktorzy, do tego zdania odtworzyli i zapisali osobiste historie: jestem / byłem / pozostanę Kasparem. Przedstawiam je w dosłownej formie, pisowni i ortografii. Przedstawiam bez komentarza, by nie ujawnić jeszcze emocji, które towarzyszyły wyjawianiu doznań i doświadczania „kasparyzmu” w życiu. Wypowiedzieli je potem ze sceny, w akcie wielkiej odwagi, prosto w oczy pojedynczemu widzowi, mimo, że ich osiągnięcia mogły być dla tego obcego człowieka rozczarowaniem.

Dominika:

Na świat przyszłam jako wcześniak.

Do sześciu lat nie mówiłam- nie umiałam mówić

tak samo jak Ty Kasparze.

Porozumiewałam się ze światem za pomocą rysunków

Ty też możesz nawet malować obrazy

Tekst Kaspara: „Odkąd umiem mówić umiem porządnie

Pochylić się nad sznurowadłem.

Odkąd umiem mówić umiem doprowadzić do porządku wszystko”…

Ania S.:

Moje życie było nieciekawe. Byłam jak małe dziecko. Czułam się bardzo samotna. Bawiłam się głównie z moim bratem. Jeden z moich braci pomagał mi w nauce, mówieniu. chodziłam też do logopedy. Moja rodzina dbała o mnie. od początku mieszkałam na wsi. Gdy się urodziłam umarła moja babcia, a my wtedy przeprowadziliśmy się do miasta. Nie miałam żadnych przyjaciół. Czułam się odrzucona, smutna, inna. Wiedziałam od małego aż do dziś jak mój ojciec pił i pamiętam smutną mamę, której było przykro i która płakała. Teraz czuję się tu jak w domu, mimo że czasami bywam uparta, ale też potrafię stanąć w obronie innych osób

Ernest:

Szczotka sprawia ci tym mniejszy ból im bardziej cieszy cię słowo szczotka.

Lubię psuć i wychodzi mi to… (wylicza na palcach) dentka, kosiarka..(z uśmiechem „puszcza” porozumiewawczo oko do wybranego widza)

Moim marzeniem jest otworzyć klub( gest stukania w szyję)

Na smutek najlepszy ping-pong albo jazda quadem.

Bunia:

Nic nie umiem, nic nie pamiętam, ale to minęło.. Lubię śpiewać, lubię tańczyć, lubię zapach pomarańczy. Gdy mi smutno i źle, wtedy idę na spacer. Ty też możesz iść na spacer.

Natalia:

Ja, jako Kaspar – miałam przeżycie. 4 razy szczęka mi spadła – ogromny ból i nie mogłam jeść ani pić. Jak chodziłam do szkoły to nie miałam przyjaciół i nie miałam gdzie wyjść i byłam cały czas w domu. Nie umiałam ładnie pisać, a na czystej kartce krzywo pisałam. Jak się mocno zdenerwuję to nic nie powiem.

Ania B.:

JA też nic nie umiem 

Słabo czytam mo

im marzeniem zo

stać piosenkarką

 na smutki jest naj

lepsza miłość

Ewelina:

Ja mam problemy z matematyką.

Ty dostajesz ataków na widok

Krzywdzonych owadów i zwierząt,

Ja wtedy zamykam oczy lub

Przełączam na inny kanał

Telewizyjny. Moim marzeniem

Jest zwiedzenie Paryża. (Wycieczka

Do Francji). Muzyka jest lekiem na wszystkie smutki.

Adam:

CHCĘ!

Chcę stać się takim jakim

kiedyś był ktoś inny.

Aga K.:

Moje teksty

  1. Nie możesz już bez zdania postawić jednej nogi przed drugą
  2. Jesteśmy podobni w tym że ty jesteś osobą osamotnioną przez ludzi 

Ja też tak samo jak ty przeżyłam to samo, w szkole byłam

osobą osamotnioną i nie rozumiano mnie. A teraz mam marzenie zostać Fryzjerką i zdobyć czarny pas w taekwondo.

Teraz mam tu przyjaciół i jest super, powiem Ci coś warto jest mieć przyjaciół

Kaspar – Agata:

  • Mam ciągle „fochy” i nie chcę otwierać parasolki, chociaż nic mi nie zrobiła!
  • Pani w szkole mówiła, że wykłuję komuś oko drutami z parasolki

Przecież parasolka chroni od deszczu a nie jest od robienia sobie i innym krzywdy.

  • Teraz z chęcią korzystam z parasolki kiedy

Pada chłodny deszcz. I o co było tyle chałasu z tą parasolką 

 

Ania M.:

Byłam kiedyś wyśmiana nie lubiana

A teraz Wszyscy mnie polubili mnie

byłam nieśmiałą

Dziewczyną.

Bałam się wychodzić z domu.

Teraz jestem odważniejsza

Mam dużo przyjaciół i jestem

lubiana.

Moim marzeniem jest napisać książkę i ty

też możesz napisać książkę

Norbert:

Ja Kaspar

1) Za pomocą zdania morzesz udawać Głupiego.

2) Ja znalazłem druga osobę. Moim marzeniem

Jest założyć rodzinę 

Mieć Syna albo Curkę 

3) Ty też możesz znaleźć drógą Osobę.

Michał Wi.:

1) Możesz za pomocą zdania usunąc wszystko z drogi

2) Sznurowadło sprawia ci bul ale słowo sznurowadło cieszy cię już bardziej Ja też tak jak ty byłem izolowany od przyjaciół nie znałem się na zegarku wiesz że wszystkiego nie zrobisz od razu Ale w pore znajdziesz Przyjaciół moim marzeniem jest być raperem jak bende chciał to…….Ty też tak morzesz Tylko uwierz w siebie Moim marzeniem jest by mieć marzenie

Andrzej:

Przez lata siedziałem w domu Kiedy z niego wyszedłem miałem problemy z nawiązywaniem kontaktu i znalezieniem się w nowym miejscu

Moim marzeniem jest mieć dużo kasy i szybki samochód

Kiedy jest mi źle i mam złe samopoczucie biorę psa na spacer i wszystkim przeklinam 

Ty też możesz przeklinać

Mariola:

Jesteś szczęśliwym posiadaczem zdania

Kiedy  mi jest smutno biorę długopis do ręki zakładam słuchawki na uszy i piszę pamiętnik

Kiedyś byłam szczęśliwa teraz nie jestem

Bożena:

  • Masz już jedno zdanie po który możesz się rozpoznać
  • Wyobrażam sobie że tak jak ty nie umiem jeść, pisać, czytać

Jestem jak bezbronne zwierzę zamknięte w klatce. Na pewno też dostałabym fioła jakby organy zaczęły grać w kościele. Mam jedno mażenie Chciałabym zostać stomatologiem i polecieć samolotem do Włoch.

Na smutki najlepsze jest zbieranie grzybów w lesie

Michał Wo.:

Zdanie wypędzi z ciebie wszelki nieporządek

Mariusz:

Możesz wszystkie przedmioty uczynić swoim zdaniem

Różnimy się w tym, że, jesteś człowiekiem bez przeszłości, ja mam przeszłość urozmaiconą.

Potrafisz powiedzieć parę słów ja potrafię powiedzieć bardzo dużo. Jedyne co nas łączy to, to, że możemy uczyć się i układać swoją przyszłość tak jak chcemy.

Moim marzeniem jest dożyć 100 lat.

W tajemnicy Tobie powiem, na smutek pomaga majsterkowanie.

 

Aga i Michał:

(Scena zbudowana jest na podstawie życia aktorów, biorących w niej udział. Tekst napisali sami i wzięli pod uwagę możliwości artykulacji kwestii przez Michała- on rezonuje tylko słowa Agnieszki, naśladuje szybko.. Dlatego-wyjątkowo opowiadam tu o pięknej historii dwojga ludzi, którzy od wielu lat są blisko. Zdobywają razem świat i świetnie sobie w nim radzą .Razem gotują, robią zakupy, prowadzą długie rozmowy przez telefon. Michał jest „oprzyrządowywany” przez Agnieszkę w życiu codziennym: chodzą razem do kina i ona czyta mu wszystkie napisy. Jest też  tłumaczem jego myśli i pragnień wyrażanych „słabą” wymową .Michał jest odważny i często ratuje lękliwą swoją kobietę z różnych opresji).

Miłosna scena na krzesłach w blasku jednego reflektora. Plan ciemny:

Aga: Ja też tak samo jak ty siedziałam w domu

Michał: siedziałem w domu

Aga: tylko miałam paru braci

Michał: braci???

Aga: z którymi grałam w piłkę

Michał: też(!) grałem p-i-ł-k-ę( musi przeliterować słowo, by je wypowiedzieć)

Aga: też nie piszesz

Michał: nie (c)tytam

Aga: teraz mam marzenie…

Michał: marzenie mam

Aga: zamieszkać w domu razem z Michałem

Michał: a ja z Agnieszką (Michał zawsze ma łzy w oczach lub płacze, gdy wypowiadae słowa)

Aga: ty też możesz z kimś zamieszkać

(to mówi już do widzów/odbiorców ich sztuki. I- grając dalszy ciąg sceny-Agnieszka,
w bardzo subtelny sposób pomaga zmienić pozycję gry Michałowi- sprowadza go/umożliwia zejście z krzesła).

Te szczere i prostolinijne opowieści wpisują się w spektakl Teatru Ludzi Niepełnosprawnych, który nie jest przecież inscenizacją opowieści o Kasparze. Jestem wewnętrznie przekonana, że na podstawie osobistych historii, ci „współcześni ludzie bez przeszłości” chcą uzupełnić kodowaną kulturowo „opowieść o człowieku znikąd”. Tak budują od dawna swój nowy życiorys w teatrze (nie)aktora, (nie)pełnosprawnego w życiu społecznym, rodzinnym, politycznym. Żyję z nimi od ponad dekady we wspólnocie teatralnej. Znam proporcje wkładu każdego z nas w proces przemian i zamian oraz ewolucję dochodzenia do innego dookreślania upośledzenia umysłowego. Tym razem w jego miejsce „wstawiliśmy” kasparyzm.

Spektakl Ja Kaspar i praca wykonana nad nim wykonana. Próba zrozumienia i pojęcia losu człowieka niepełnosprawnego przez pryzmat dzieła literackiego. Dopisaliśmy kolejny rozdział do własnej metapowieści „ludzi bez języka”. Sierot Europy, których domem
i miejscem pracy jest teatr.

Pin It on Pinterest